Szarża pod Somosierrą
Bitwa pod Somosierrą, jest to właściwie 8 minutowa (!) szarża około 200 jeźdźców polskich z 3. szwadronu 1. pułku Szwoleżerów Gwardii Cesarskiej. Przeszła do historii, jako jedna z najefektowniejszych szarż kawaleryjskich w dziejach.
Idąc na madryt Napoleon ruszył 29 listopada 1808r. z Arandy, przekroczył rzekę Duoro z jazdą Gwardii, piechotą marszałka Victora oraz 6 działami. Miał pod sobą w sumie 6 tys. ludzi.
Armia Hiszpańska, pod dowództwem gen. Benito San Juana rozlokowała się w przełęczy Somosierra. Był to teren bardzo dogodny do obrony, dlatego San Juan uznał, że naturze należy pomóc tylko przez odpowiednie rozlokowanie dział, zwłaszcza, że główny atak musiał pójść drogą. Została więc ona przecięta fosą, Hiszpanie liczyli bowiem, że pierwsza, najmocniejsza bateria dział zatrzyma swoim ogniem Francuzów. Ponieważ droga była długa i kręta, trudno było pokryć ją ogniem z jednej pozycji, dlatego 16 dział rozmieszczono w 4 bateriach na odcinku ok. 2 km. Wg. historyków hiszpańskich 1 bateria liczyła 6-8 dział, drugą i trzecią, ustawione odpowiednio 800 i 1400 metrów od pierwszej, tworzyły najpewniej po 2 działa. Na końcu ustawiony był szaniec polowy, osłaniany ogniem z 4 - 6 dział. Główne siły hiszpańskie zostały ustawione na po bokach, na zboczach gór. Piechurom miały pomagać naturalne warunki terenowe.
30 listopada Napoleon wysłał na rekonesans strzelców konnych (tzw. Szaserów) gwardii pod dowództwem oficera ordynansowego Cesarza, mjr. Philippe'a de Segura. Zostali oni jednak zasypani ogniem piechoty i kartaczy, dlatego pospiesznie zaczęli uciekać. Ranny był m.in. dowódca.
Ok. 10.30 rano wrócił wysłany wcześniej "za językiem" ppor. Andrzej Niegolewski, przyworząc jeńca. Napoleon zirytowany dotychczasowymi trudnościami, polecił uderzyć na baterię polskiemu szwadronowi służbowemu, którym dowodził Jan Hipolit Kozietulski. Ponieważ w szeregach brakowało wielu chorych, do ataku poszło ok. 200 szwoleżerów. W szwadronie panowało napięcie, ponieważ dla większości był to pierwszy bój. I do tego na oczach Napoleona! Chwilę później ruszyli do ataku, mijając cesarza z obnażonymi szablami. Pierwsza salwa mogła ich trafić najwcześniej 200m. przed baterią. Po pierwszych strzałach z konia spadł Kozietulski, i nie mógł dalej prowadzić szarży. Nastąpił wtedy krótki kryzys, który został szybko zażegnany przez dowódce, który leżąć na ziemi krzyczał "Naprzód bracia, aby do armat!" lub według mniej cenzuralnej wersji "Naprzód psiekrwie, cesarz patrzy!". Działa pierwszej baterii zostały wzięte.
Dalszy atak prowadził kpt. Dziewanowski. Ponieważ panowała mgła, a odcinek między zakrętem a 2 baterią był krótki, nie wiadomo czy zaskoczona obsługa dział zdąrzyła wypalić, zanim padła pod polskimi szablami. Chwilę potem z konia ze strzaskaną nogą zwalił się Dziewanowski, który zmarł kilka dni po bitwie. Do trzeciej baterii dopadło jednak kilkudziesięciu jeźdźców. Działa odezwały się tylko raz, ponieważ impet szwolożerów był ogromny. Na ostatnich kilkuset metrach konie były juz bardzo zmęczone, a ludzie poranieni, choć ogarnięci bojowym amokiem. Płk. Krasiński który wtedy dowodził, wiedział że ma przed sobą główną pozycje przeciwnika, dlatego chciał uporządkować szwadron w czwórki. Kiedy ruszyli do ataku, zostali zasypani ogniem, i Krasiński zwalił się z konia. Z kilkunastoma pozostałymi szwoleżerami szarżowało już tylko 2 oficerów - Andrzej Niegolewski i Benedykt Zielonka. Mimo to ostatnia bateria została zdobyta, a cesarz na odsiecz Polakom wysłał inne oddziały.
Straty Hiszpanów nie są dokładnie znane. Zapewne zginęła większość obsługi armat, a do niewoli zostało wziętych około 3 tys. żołnierzy. Średnie tempo szarży wynosiło ponad 19 km/godz., było więc – zważywszy na nachylenie stoku, nieustający ostrzał i przeszkody w postaci obstawionych koszami z ziemią armat – zawrotne. Wielkie straty w koniach spowodowały, że zaledwie kilkunastu szwoleżerów dojechało na szczyt, natomiast straty w ludziach – biorąc pod uwagę, że szarżowano wąskim korytarzem wprost na ziejące ogniem armaty – nie były tak wielkie, jak należałoby się spodziewać.
Podczas ataku szwoleżerów na czwartą baterię ranny został generał San Juan, jednak mimo obrażeń zdołał uciec do Talavery, gdzie podejmował próby odbudowania swojej armii i gdzie w końcu został zamordowany przez swoich własnych żołnierzy z nieregularnych oddziałów.
Cesarz, który posuwał się w górę tuż za wojskiem i widział masę zabitych koni, rannych i kontuzjowanych szwoleżerów, był pod wrażeniem szarży, czemu dał wyraz najpierw dekorując krzyżem Legii Honorowej rannego Niegolewskiego[11], a następnie 1 grudnia rozkazując płk. Krasińskiemu sformować pułk w szyk bojowy z dobytymi szablami. Gdy padła komenda "baczność", Napoleon zdjął kapelusz i zawołał: "Cześć najdzielniejszym z dzielnych! (fr. Honneur aux braves des braves!), po czym odbyła się defilada lekkokonnych, czemu przyglądała się cała gwardia cesarska wyrażając podziw dla Polaków, którymi dotąd pogardzano. Wśród gwardzistów jął szerzyć się nawet swoisty "kult" lekkokonnych, skutkiem czego wiele późniejszych formacji Wielkiej Armii przyjmowało polskie mundury z charakterystycznymi rogatywkami i polskim krojem mundurów. Najbardziej znaną tego typu formacją był pułk lansjerów holenderskich, których mundury nie różniły się niczym (poza kolorem) od polskich. Znani byli jako "Czerwoni lansjerzy", ale takich zwycię stw jak starcia pod Somossierrą, Wagram, Borodino i nad Berezyną, jakie były udziałem polskich lekkokonnych, nie osiągnęli.
Strona GłównaWstecz
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL